Serwis Internetowy Portal Orzeczeń używa plików cookies. Jeżeli nie wyrażają Państwo zgody, by pliki cookies były zapisywane na dysku należy zmienić ustawienia przeglądarki internetowej. Korzystając dalej z serwisu wyrażają Państwo zgodę na używanie cookies , zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

VI Ka 220/16 - wyrok Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w Warszawie z 2016-10-28

Sygn. akt VI Ka 220/16

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Dnia 28 października 2016 r.

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w Warszawie VI Wydział Karny Odwoławczy w składzie :

Przewodniczący: SSO Maciej Schulz

Sędziowie: SO Beata Tymoszów (spr.)

SO Michał Chojnowski

protokolant: p.o. protokolant sądowy Agnieszka Karpińska

przy udziale prokuratora Wojciecha Groszyka

po rozpoznaniu dnia 28 października 2016 r. w Warszawie

sprawy L. Ż. syna J. i E., ur. (...) w W.

oskarżonego o przestępstwa z art. 207 § 1 kk

oraz B. Ż. córki J. i B., ur. (...) w W.

oskarżonej o przestępstwa z art. 207 § 1 kk

na skutek apelacji wniesionej przez prokuratora

od wyroku Sądu Rejonowego w Legionowie

z dnia 13 listopada 2015 r. sygn. akt II K 1322/10

zaskarżony wyrok utrzymuje w mocy; wydatkami postępowania odwoławczego obciąża Skarb Państwa.

SSO Maciej Schulz SSO Beata Tymoszów SSO Michał Chojnowski

Uzasadnienie wyroku Sądu Okręgowego Warszawa – Praga w Warszawie w sprawie o sygnaturze VI Ka 220/16

Wyrokiem z dnia 13 listopada 2015 roku (sygn. akt IV K 1322/1012) Sąd Rejonowy w Legionowie uniewinnił L. Ż. i B. Ż. od zarzucanych im czynów, kwalifikowanych z art. 207 § 1 k.k., jakie miały być popełnione na szkodę kilkorga dzieci, przebywających u oskarżonych w różnych okresach czasu w związku z ustanowieniem małżonków Ż. niespokrewnioną rodziną zastępczą.

Wyrok ten, w odniesieniu do obojga oskarżonych, został zakwestionowany przez prokuratora, który domagając się jego uchylenia w całości i w całości przekazania sprawy do ponownego rozpoznania, podnosił zarzut błędu w ustaleniach faktycznych przyjętych za podstawę orzeczenia, mającego wpływ na jego treść, polegającego na dowolnej ocenie zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, a zwłaszcza wyjaśnień oskarżonych i zeznań świadków, w tym zwłaszcza wybiórczemu potraktowaniu zeznań pokrzywdzonych E. L., J. K. (1), A. W. (1), M. B., B. W. oraz zeznań nauczycieli ze szkoły gdzie uczyły się w okresie objętym zarzutem pokrzywdzone dzieci, którym sąd nie dał wiary mimo ich wyraźniej sprzeczności z ustalonym przez sąd stanem faktycznym, podczas gdy prawidłowa ocena wszystkich dowodów zgromadzonych w sprawie prowadzi do wniosków przeciwnych.

Sąd Okręgowy zważył, co następuje:

Apelacja okazała się bezzasadna, a wobec tego, że sąd odwoławczy nie dopatrzył się również takich uchybień, które obowiązany byłby uwzględnić z urzędu – zaskarżony wyrok należało utrzymać w mocy.

Na wstępie należy przypomnieć, że ustalenia faktyczne będące podstawą orzeczenia tylko wtedy mogą być uznane za prawidłowe, gdy zostały poczynione na podstawie rozważenia wszelkich, należycie ujawnionych okoliczności (art. 410 k.p.k.), przy respektowaniu reguły zawartej w art. 4 k.p.k. i poprzedzone oceną dowodów, uwzględniającą kryteria, o jakich mowa w art. 7 k.p.k. Obowiązkom tym Sąd Rejonowy w pełni sprostał, a przeprowadzoną właściwie analizę dowodów oraz sposób rozumowania, który doprowadził do wydania wyroku uniewinniającego zaprezentował szczegółowo w pisemnych motywach wyroku, dających podstawę do właściwej kontroli instancyjnej orzeczenia.

Na wstępie przypomnieć należy, że skoro rozstrzygnięcie sądu I instancji zaskarżone zostało na niekorzyść oskarżonych przez podmiot fachowy, to przy jego rozpoznaniu Sąd obowiązany był badać czy wystąpiły tylko te uchybienia, jakie podniesiono w środku odwoławczym. Niezależnie od braku przekonującej argumentacji zawartej w jego uzasadnieniu, zauważyć najpierw trzeba, że sama konstrukcja zarzutu stawianego w petitum apelacji, budzi poważne zastrzeżenia.

Przepis art. 438 k.p.k. zawiera tzw. względne przesłanki (przyczyny) odwoławcze, które – z reguły – są rozłączne. W bogatym dorobku judykatury wielokrotnie wskazywano, że dla wykazania słuszności środka odwoławczego zbędnym jest mnożenie zarzutów poprzez wskazywanie w nim szeregu, wzajemnie się niekiedy wykluczających, podstaw odwoławczych. Nie w ich liczbie, a w trafności zarzutu upatrywać trzeba skuteczności zakwestionowania spornego orzeczenia. Wśród tych podstaw ustawa wymienia obrazę prawa procesowego ( art. 438 pkt. 2 k.p.k.) jak i błąd w ustaleniach faktycznych ( art. 438 pkt. 3 k.p.k.). O ile jednak błąd taki może mieć charakter samoistny i nie wiązać się z uchybieniami proceduralnymi ( bo np. będzie skutkiem nielogicznego wnioskowania sądu), o tyle obraza prawa procesowego niemal zawsze przekłada się na niepoprawność ustaleń faktycznych. Innymi słowy – nieprawidłowa, sprzeczna z art. 7 k.p.k. ocena materiału dowodowego nie doprowadzi do poczynienia prawdziwych ustaleń faktycznych. Błąd w tym zakresie będzie więc pochodną uchybienia pierwotnego, to jest właśnie obrazy prawa procesowego. Jeżeli zatem skarżący neguje samą ocenę dowodów, na podstawie której, w dalszym procesie rozumowania, sąd ustalał fakty na jakich oparto orzeczenie, to powinien był zarzucać wyłącznie obrazę prawa procesowego, a to art. 7 k.p.k. lub art. 410 k.p.k. To bowiem właśnie naruszenie miało charakter pierwotnego uchybienia, zaś dopiero jego konsekwencją stała się wadliwość faktycznych podstaw wyroku. Jak wskazał Sąd Najwyższych choćby w postanowieniu z dnia 26 listopada 2015r. ( sygn. V KK 325/15) w sytuacji, gdy jednocześnie zarzuca się błąd w ustaleniach faktycznych oraz obrazę art. 7 k.p.k., to, ponieważ ocena materiału dowodowego generuje ustalenia faktyczne, nie jest prawidłowym argumentowanie naruszenia art. 7 k.p.k. dokonaniem nieprawidłowych ustaleń faktycznych. Innymi słowy, że przede wszystkim należy wówczas poddać analizie sam proces oceny dowodów.

Autor apelacji wskazując za jej podstawę art. 438 pkt. 3 k.p.k. i zarzucając błąd w ustaleniach faktycznych, w istocie nie odnosił się do samego rozumowania sądu orzekającego, nie argumentował braku logiki czy pominięcia określonych okoliczności wynikających z należycie przeprowadzonej analizy dowodów, lecz wprost podnosił „wadliwą, dowolną ocenę materiału dowodowego” poprzez obdarzenie wiarą wyjaśnień oskarżonych i zanegowanie zeznań części świadków. Tym samym wad orzeczenia skarżący w rzeczywistości upatrywał w obrazie prawa procesowego, mającej wpływ na treść orzeczenia, co zostało wyartykułowane już w części motywacyjnej apelacji.

Oczywistym jest również, że zarzucana obraza art. 7 k.p.k. nie może sprowadzać się do wyraźniej sprzeczności ( dowodów) z ustalonym przez sąd stanem faktycznym. Sprzeczność, dyskwalifikująca konkretny dowód to albo jego wewnętrzna niekonsekwencja albo też brak spójności z innymi dowodami, obdarzonymi przez sąd wiarą. Nielogicznym jest więc powoływanie się na sprzeczność jakiegokolwiek dowodu z ustaleniami faktycznymi, skoro te ostatnie czynione są właśnie na podstawie oceny dowodów, są ich wynikiem.

Niezależnie od powyższych uwag trzeba stwierdzić, że w ocenionym kompleksowo środku odwoławczym nie wykazano, jakiego rodzaju konkretnych uchybień dopuścił się sąd orzekający, zaś wywody skarżącego mają charakter czysto polemiczny, a czasem wręcz – hipotetyczny. Tak bowiem określić należy narrację apelacji sprowadzającą się do stawiania retorycznych pytań lub prezentacji własnych dywagacji jej autora ( str. 6). Po raz kolejny wymaga więc podkreślenia, że Sąd Rejonowy przeprowadził niezwykle staranne postępowanie dowodowe, a korzystając z uprawnień określonych w art. 167 k.p.k. , zgromadził pełny i wyczerpujący materiał dowodowy. Następnie poddał go wnikliwej ocenie, a co się tyczy zeznań pokrzywdzonych – ze szczególnym uwzględnieniem ich specyfiki ( o czym będzie mowa dalej), słusznie odchodząc do wniosku, iż zachowanie oskarżonych nie nosiło cech występku z art. 207 § 1 k.k. Na poparcie tego stanowiska zaprezentował argumenty, które sąd odwoławczy w pełni podziela. Skarżący kwestionując wyrok uniewinniający i nie wskazując na konkretne uchybienia sądu orzekającego, faktycznie przeciwstawia ocenom i ustaleniom sądu własny pogląd co do możliwego, odmiennego przebiegu zdarzeń. Wyrażając odmienne stanowisko co do wartości dowodowej tak wyjaśnień oskarżonych jak i zeznań pokrzywdzonych, nie precyzuje, na czym miałyby polegać błędy sądu w ich ocenie, a więc nie prowadzi rzeczowej, merytorycznej polemiki ze stanowiskiem Sądu Rejonowego, jakie legło u podstaw uniewinnienia oskarżonych. W tym stanie rzeczy apelacja nie mogła doprowadzić do skutku, postulowanego przez jej autora. Sygnalizuje on jednak kwestie, do których należy się o odnieść bardziej szczegółowo.

Przede wszystkim, za sądem meriti powtórzyć należy, że oskarżonym zarzucono ściśle określone zachowanie, mające stanowić przestępstwo typizowane w art. 207 § 1 k.k. Występek znęcania się (fizycznego lub psychicznego) może być jednak popełniony tylko umyślnie i w zamiarze bezpośrednim, gdyż celem jego sprawcy jest zadanie pokrzywdzonemu dolegliwości fizycznych albo też cierpień psychicznych. Wywołanie takich skutków nieumyślnie, niejako „ubocznie”, nie realizuje znamion tegoż przestępstwa. Nie jest nim zatem niewłaściwe gospodarowanie przez oskarżonych pieniędzmi przekazywanymi przez (...) np. w chwili przyjęcia dziecka, choć gdyby tak faktycznie było, można by zastanawiać się na stawianiem im innego zarzutu. Nie jest nim także, w realiach sprawy, oddanie do innej rodziny niektórych przyjętych wcześniej dzieci, jeśli powodem tej decyzji nie była ani chęć dokuczenia im samym ani też wywołania cierpień u pozostałych podopiecznych.

Trzeba po raz kolejny podkreślić, że czas opisany poszczególnymi zarzutami to pierwszy okres, w którym oskarżeni zostali ustanowieni rodziną zastępczą. Nie są oni ludźmi wykształconymi w kierunku psychologii czy pedagogiki, a o ich przydatności do sprawowania tej funkcji wypowiadano się po zaledwie kilkutygodniowym kursie i rozmowach kwalifikacyjnych. Wydaje się więc być zrozumiałe, że takiej właśnie rodzinie, nie posiadającej żadnego doświadczenia, nie powinno się od razu, w krótkim odstępie czasu, powierzać kilkorga dzieci nawet jeśli sami zainteresowani w swym - zapewne nieco wyidealizowanym – wyobrażeniu uważali, że takiemu obowiązkowi podołają. Przeprowadzane w RODK badania oskarżonych wykazały nie ich złą wolę, nie brak zainteresowania losem dzieci, ale deficyty emocjonalne czy nieumiejętności wychowawcze, w których powinni, zwłaszcza w początkowym okresie funkcjonowania jako rodzice zastępczy, znaleźć określoną pomoc ( k. 160, 170).

Nadmienić trzeba, że dla niektórych wychowanków, niezwykle doświadczonych przez wcześniejsze przeżycia, pewnym problemem mogło być wyrażanie emocji przez oskarżonych, czego jednak także nie da się oceniać na płaszczyźnie prawa karnego. Znamienna jest tu wypowiedź K. Ż. (wcześniej: B.), że o ile u obecnych opiekunów poczuła się od razu jak w domu i następnego dnia mówiła do nich: „mamo, tato”, o tyle pobyt u oskarżonych wspomina dobrze, ale czuła się tam jak „u dalszej rodziny, nieco obco, jak u cioci i wujka” ( k. 290). Na szczególną uwagę zasługuje dalsza część tego zeznania, gdy pokrzywdzona opisuje reakcje „dziwnych” oskarżonych na odmowę wykonania ich poleceń (np. sprzątania) – oskarżeni „obrażali się, nie rozmawiali”. Nie ma więc mowy o biciu, ubliżaniu czy krzykach. Zapewne ów określony styl bycia oskarżonych, brak wylewności ( spotykany przecież równie często w rodzinach biologicznych), mógł rzutować na ich postrzeganie przez dzieci. Nie wiadomo przy tym, na ile jest on wyrazem takich a nie innych cech charakteru, a na ile – efektem sytuacji, w jakiej się oni znaleźli. Oskarżeni chcieli stworzyć dom i dać rodzinną atmosferę dzieciom, o których wiedzieli, że pochodzą z rodzin niewydolnych wychowawczo i być może spodziewali się jakiejś „współpracy” z ich strony, pewnego rodzaju wdzięczności. Trudności wychowawcze sprawiały, że zaczęli swe zajęcie traktować bardziej „zadaniowo”, skupiając się na zapewnieniu dzieciom właściwej opieki zdrowotnej (w praktyce – ich wyleczeniu z licznych przypadłości), nadrobieniu braków zarówno w kształceniu szkolnym jak i codziennym funkcjonowaniu. O takim pojmowaniu przez nich swego obowiązku wspominali biegli, którzy opracowywali opinie w RODK, sygnalizując również pewne braki umiejętności radzenia sobie z rozmaitymi problemami (wymagający charakter oskarżonego, brak przyzwolenia oskarżonej na potrzebę samodzielności starszych podopiecznych).

Trudności te dotyczą kolejnej kwestii, którą prokurator zdaje się zupełnie pomijać. Otóż odnosząc się do traktowania dzieci przez oskarżonych, a także wypowiedzi samych pokrzywdzonych, jakie składali będąc przesłuchiwani w sprawie, nie sposób zapomnieć o tym, co determinowało ich postawy, niejednokrotnie na wiele lat (np. jak u J. K. (1) czy E. Ś.). Pokrzywdzeni wywodzili się z rodzin, w których niemal zupełnie nie przywiązywano uwagi do ich wyglądu, stanu higieny, nauki, ale także sposobu spędzania wolnego czasu. Dzieci te, wykazując poważne deficyty w normalnym, codziennym funkcjonowaniu, z drugiej strony były jednak nad wyraz samodzielne i niezależne. Trudno zanegować prawdziwość wyjaśnień oskarżonych, że chcąc dać im choćby namiastkę domu, musieli ich nauczyć także wspólnego życia w rodzinie. Jest oczywistym, że dużo lepsze niż słowne perswazje jest działanie praktyczne i codzienne wdrażanie do pracy każdego członka rodziny, oczywiście na miarę jego wieku i możliwości. Rzecz jednak w tym, że dziecko, które wcześniej nie miało żadnych obowiązków, nie musiało tłumaczyć się z tego gdzie i z kim przebywa, jak spędza wolny czas i wracać do domu o określonej porze, przeciwko takim ograniczeniom z pewnością się buntowało. Łatwo więc wyobrazić sobie, że konieczność wspólnego sprzątania pomieszczeń, zbierania drewna na opał (choćby nawet do domu, a nie tylko na ognisko), rygory tyczące przebywania poza domem, budziły u dzieci niezadowolenie. Znamienne jest, że te same obowiązki czy wymagania ze strony oskarżonych, były przez dzieci postrzegane odmienne po kilku latach, kiedy pokrzywdzeni składali zeznania na rozprawie. Z perspektywy czasu i nabrania pewnej dojrzałości, nie wydawały się już nadmierną uciążliwością czy szykaną.

Sąd Rejonowy odnosząc się do tych poszczególnych zeznań, albo pewne zachowania opisane aktem oskarżenia wykluczył (np. rzekome ograniczenia kontaktów z rodzinami biologicznymi czy pozbawienia pamiątek z domu rodzinnego) albo też w racjonalny sposób tłumaczył, dlaczego innych nie można traktować jako formę znęcania się. Ograniczenie pożywienia poprzez zakaz jadania między posiłkami dla dziecka mającego poważne przypadłości gastrologiczne czy kontrola zachowania higieny (kąpieli) przez dziewczynkę, która dopiero w wieku 12 lat uczyła się korzystania z węzła sanitarnego ( J. K. (1)), mają zgoła odmienny wydźwięk aniżeli nadany aktem oskarżenia. Do tych, obszernych przecież i szczegółowych wywodów sądu orzekającego, skarżący się rzeczowo nie odnosi.

Próbując deprecjonować składane po kilku latach od zdarzeń zeznania np. D. G., autor apelacji pomija zupełnie zarówno dołączone do akt sprawy zdjęcia, obrazujące udział rzeczywiście zainteresowanych osób najbliższych w życiu pokrzywdzonych ( I Komunia, urodziny) czy też sposób spędzania wolnego czasu przez dzieci. Nie dostrzega także, że o pewnych trudnościach wychowawczych ( m.in. kłamaniu, paleniu papierosów, kradzieżach pieniędzy) oskarżeni mówili nie dopiero w toku niniejszego postepowania i na jego użytek, lecz informowali w sprawozdaniach składanych do (...). Niektóre problemy zdrowotne czy wychowawcze sygnalizowali również nauczycielom. Jeśli jednak odczuwali z ich strony brak zrozumienia; uważali, że są obiektem niezdrowej sensacji i bezpodstawnego wypytywania dzieci o sposób sprawowania nad nimi opieki ( np. przyczyn niezwykłej szczupłości D. N.), zaprzestali intensywnej współpracy z nauczycielami. Mimo to jednak, jak wykazało postępowanie dowodowe, dzieci w miarę swych chęci i zainteresowań, uczestniczyły w życiu klasowym (wycieczki szkolne, odwiedziny u koleżanek), a rodzice interesowali się ich wynikami w nauce. Podnoszona w apelacji kwestii powtarzania roku szkolnego przez J. K. (1), nie może zmienić tego poglądu.

Na temat postępów w nauce tej pokrzywdzonej wypowiadali się nauczyciele poszczególnych przedmiotów czy zajęć wyrównawczych. Nie do rozstrzygnięcia obecnie pozostaje problem tego, na ile odpowiadały prawdzie ich zapewnienia o dużych osiągnięciach uczennicy, uzasadniających jej promocję do następnej klasy, a na ile to stanowisko wynikało z chęci swoiście pojmowanej „pomocy” dla opóźnionej w nauce dziewczynki po to, by mogła ona ukończyć szkołę i podjąć naukę zawodu. Nawet jednak gdyby faktycznie J. K. (1) znacząco nadrobiła braki szkolne, pozostawała kwestia jej rozwoju psychicznego, dojrzałości, samodzielności, umiejętności radzenia sobie poza szkoła, co w przypadku ukończenia gimnazjum wiązałoby się z koniecznością podjęcia nauki w zupełnie nowych warunkach ( inne miejsce, dojrzalsi rówieśnicy). Oskarżeni, po wizytach z dziewczynką u specjalisty – pedagoga uznali, że obie te płaszczyzny rozwoju dziecka, to jest: szkolna wiedza i rozwój psychiczny nie dają podstaw do tego, by kontynuowała ona naukę w wyższej klasie. Jeśli, oceniane z perspektywy czasu, to stanowisko było błędne i faktycznie ze szkodą dla J. K. (1), nie ma żadnych dowodów by twierdzić, że oboje oskarżeni w ten sposób celowo chcieli psychicznej krzywdy małoletniej. Nie wiadomo zresztą – a sam skarżący nie daje na to odpowiedzi – po co faktycznie mieliby to czynić.

Pozostając przy tym świadku trzeba stwierdzić, że ocena zeznań złożonych przez J. K. (1) została przeprowadzona w pełni prawidłowo i zgodnie z kryteriami wskazanymi w art. 7 k.p.k. Zgodzić się trzeba, że brak przesłanek, które by z psychologicznego punktu widzenia podważały wiarygodność pokrzywdzonej nie oznacza, by świadomie, instrumentalnie, nie mogła ona przedstawiać nieprawdziwego obrazu rzeczywistości. Za sądem meriti powtórzyć trzeba, że w chwili, gdy J. K. (1) trafiła do rodziny zastępczej oskarżonych miała niemal 13 lat, a za sobą niezwykle traumatyczne przeżycia. Mimo absolutnie niewydolnej wychowawczo, zmagającej się z nałogiem alkoholowym matki, nie chciała opuszczać domu rodzinnego, miała żal o odseparowanie jej od biologicznej rodziny i niechęć do zmiany dotychczasowego trybu życia ( w którym pojawiał się także alkohol i wczesne kontakty seksualne). Zapewne takie postępowanie było też przedmiotem określonych rozmów ze strony oskarżonych, którzy tym bardziej za konieczną uznawali kontrolę postępowania pokrzywdzonej. Wielokrotnie sygnalizowali oni problem braku jej prawdomówności. Nie można się temu dziwić gdy zważyć, w jakich warunkach pokrzywdzona wzrastała niemal od urodzenia ( opis znajduje się w sprawozdaniach z nadzoru kuratora ustanowionego w związku z ograniczeniem władzy rodzicielskiej jej matce). Dziecko, mające niemal na co dzień do czynienia z osobami najbliższymi, ale także zupełnie obcymi, pozostającymi pod wpływem alkoholu, uczy się takiego postępowania ( w tym również – kłamstwa) , które zapewni mu względny spokój i bezpieczeństwo. Sąd odwoławczy daleki jest oczywiście od stawiania tezy, że każde dziecko wzrastające w takich warunkach, ma następnie łatwość mówienia nieprawdy i co do zasady tak czyni. Bez wątpienia jednak pokrzywdzona przez lata takiego funkcjonowania nauczyła się, by postępować w sposób przynoszący jej doraźną korzyść. Tak długo więc, jak długo mieszkała z oskarżonymi i z nimi się identyfikowała, ( vide: opinia RODK) zajmowała ich stronę (wyrazem tego była np. odmowa złożenia zeznań), by następnie, uzyskując samodzielność podjąć kroki, które w jej ocenie miały ułatwić dalsze życie ( przy wsparciu pracowników (...)). Zwrócić jednak trzeba uwagę na to, że nawet składając zeznania przed sądem w zasadzie J. K. (1) opisała postępowanie oskarżonych tak, jak czyniły to inne dzieci, a jedynym elementem różniącym tę wypowiedź od zeznań pozostałych pokrzywdzonych jest to, że była bita, wyzywana przez oskarżonych. Słusznie jednak sąd orzekający dostrzegł, że żaden z innych świadków o takim biciu nie wspomina, a sama pokrzywdzona nie sygnalizowała tego wcześniej ani w szkole ani podczas rozmów prowadzonych z pracownikami (...). Żaden z nauczycieli lub uczniów nie widział także jakichkolwiek śladów jej pobicia. Biorąc pod uwagę, że pokrzywdzona sugerowała także, jakoby L. Ż. miał dopuścić się wobec niej molestowania seksualnego (co nie pojawiło się w wypowiedziach żadnej z innych dziewcząt) słusznie należało jej zeznania potraktować z dużą ostrożnością, mając w polu widzenia istniejący obecnie spór o charakterze finansowym.

Odnosząc się do – znamiennej zdaniem prokuratora – kwestii „pozbywania się” niektórych dzieci przez oskarżonych nie sposób pominąć kontekstu sytuacyjnego tej decyzji. Od sierpnia – września 2004r. do małżonków Ż. przybyło pięcioro dzieci, przy czym niemal każde wymagało natychmiastowej pomocy medycznej, wychowawczej, szkolnej. Oskarżeni zgodzili się na przyjęcie dzieci, będących rodzeństwem, nie mając żadnego doświadczenia w obowiązkach pracy rodziny zastępczej. Kiedy nie potrafili poradzić sobie z wychowaniem M. B., uznając, że jego zachowanie stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa pozostałych dzieci, zdecydowali się wystąpić o rozwiązanie umowy o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla tego pokrzywdzonego. Oczywiście można dyskutować, czy taki krok, powtórzony następnie w odniesieniu do K. B., był właściwy; świadczył o ich dojrzałości emocjonalnej i faktycznie należytym przygotowaniu oraz predyspozycji do sprawowania funkcji rodziców zastępczych. Z pewnością to wtedy właśnie pracownicy (...) powinni podjąć próbę weryfikacji tych predyspozycji, podjąć kroki zmierzające do udzielania wsparcia psychologicznego oskarżonym, a w razie wątpliwości co do prawidłowości sprawowanej przez nich opieki – dążyć do rozwiązania łączącego ich stosunku prawnego także co do pozostałych dzieci. Tymczasem oskarżeni uzyskiwali pozytywne opinie i w rezultacie w listopadzie 2006r. skierowano do nich kolejne dzieci – braci W.. Oznacza to więc, że przed tą datą rezygnacja przez oskarżonych ze sprawowania opieki nad M. B. nie była postrzegana jako zachowanie niezgodne z prawem czy choćby naganne. Dodać przy tym trzeba, że przed przyjęciem B. i A. W. (1) oskarżonych zapewniano, że zostaną ustanowieni zawodową rodziną zastępczą, co miałoby ten skutek, że jedno z rodziców mogłoby zaprzestać pracy zawodowej. Uznanie, że oskarżeni zdecydowali się na taki krok zamierzając w ten sposób uzyskać „łatwy zarobek” jest uproszczeniem i nieporozumieniem. W powszechnym przekonaniu jest oczywistym, że w rodzinach wielodzietnych jedno z rodziców nie pracuje zawodowo, aby właściwie czuwać nad wychowaniem dzieci. Mowa przy tym o dzieciach wzrastających w danym środowisku od urodzenia, związanych emocjonalnie z rodzicami. Tym bardziej więc nie można odmawiać tego prawa w sytuacji, gdy oskarżeni mieli być rodzicami zastępczymi dla sześciorga dzieci w różnym wieku, z różnym bagażem doświadczeń i odmiennie adaptujących się do nowej sytuacji. Oskarżeni mieli prawo oczekiwać zawarcia z nimi takiej umowy, skoro nie było wówczas zastrzeżeń do sposobu sprawowania przez nich opieki nad dziećmi. Gdy im tego odmówiono i okazało się, że nie potrafią poradzi ć sobie wychowawczo z tak dużą liczbą dzieci, przybyłych w krótkim czasie, podjęli decyzję o rozwiązaniu umowy. Paradoksalnie przeczy to tezie oskarżyciela, jakoby oskarżeni traktowali dzieci wyłącznie w kategorii źródła nienależnego zysku. Gdyby tak właśnie było – oskarżeni nie zważając na rzeczywiste możliwości opieki nad dziećmi, dbania o ich rozwój, za wszelką cenę dążyliby do pozostawania wszystkich dzieci pod ich pieczą, bo w ten sposób otrzymywaliby dodatkowe pieniądze.

Odnosząc się na koniec do dywagacji skarżącego stwierdzić należy, że choć postępowanie oskarżonych nie zawsze jest zrozumiale czy zasługujące na aprobatę, może niekiedy budzić zastrzeżenia (np. zaniechanie dążenia do nauczenia samodzielności dzieci, brak nadzoru nad właściwym kształceniem J. K. (1), należytego dysponowania pieniędzmi wypłacanymi pełnoletnim pokrzywdzonym) to jednak nie da się oceniać go jako znęcanie się nad podopiecznymi.

Małżonkowie Ż. zostali dla pokrzywdzonych ustanowieni rodziną zastępczą i słowo „rodzina” ma tu kluczowe znaczenie. Zarówno bowiem w rodzinie biologicznej jak i tej powstałej na mocy orzeczenia sądu, codzienne życie nie jest wyłącznie pasmem sukcesów, a wszyscy jej członkowie w równym stopniu się rozumieją i darzą uczuciem. Poczucie bycia mniej kochanym czy faworyzowanym towarzyszy wielu dzieciom i nawet jeśli odpowiada rzeczywistości, najczęściej nie jest efektem zamierzonego działania rodziców. W zależności od modelu rodziny – różny bywa zakres powinności jej członków, różne formy karcenia dzieci ( naturalnie mowa tu o tych dozwolonych prawem, do jakich Sąd nie zalicza ubliżania czy bicia), odmiennie kształtowany jest zakres swobody małoletnich. Tak, jak nie ma identycznych dzieci (także wśród rodzeństwa), tak nie ma jednego, uniwersalnego wzorca rodziny, a zwłaszcza modelu wychowania dzieci. Oczywiście ideałem byłoby oczekiwanie, że rodzice zastępczy, być może mniej emocjonalnie zaangażowani niż rodzice biologiczni, podejdą „fachowo” do procesu wychowawczego i unikną szeregu błędów. Tyle tylko, że jest to właśnie założenie idealistyczne. Osoby sprawujące funkcje rodziców zastępczych wywodzą się z rozmaitych środowisk, mają różne wykształcenie i własne doświadczenia, odmienne też są wizje ich pracy. Niektórzy za priorytet uważać będą wyrównanie deficytu emocjonalnego u dzieci oddanych im pod opiekę, obdarzając je uczuciem równym miłości do własnego potomstwa. Inni będą się starali przekazać dzieciom przede wszystkim prawidłowy wzór domu, skupiając się na właściwym ich funkcjonowaniu, ale nie angażując emocjonalnie. Jeśli jednak nadrzędnym celem rodziców jest dobro dzieci, to ich zachowanie nie może być postrzegane jako znęcanie. Zatem, jeśli nawet incydentalnie zdarzyło się, że oskarżeni reagując nerwowo podnieśli głos, uderzyli dziecko ( jak to uczynił L. Ż.), zbytnio ograniczali ich swobodę obawiając się o ich bezpieczeństwo, to przecież nie czynili tego świadomie po to, aby dzieci poniżyć, narazić na cierpienie. Dzieci, które przebywały u oskarżonych dłuższy czas pamiętały troskę zarówno o stan ich zdrowia, jak i dbałość o wyrobienie dobrych, codziennych nawyków. Dzieciom przygotowywano normalne posiłki, w różnym oczywiście stopniu pomagano w odrabianiu lekcji, uczono też zwykłych prac domowych. Przez okres kilku lat zachowanie oskarżonych czy wygląd dzieci, wśród sąsiadów, nauczycieli czy pracowników (...) u nie budziły zaniepokojenia. Niniejsze postępowanie również nie dostarczyło dowodów słuszności zarzutów stawianych oskarżonym.

Skoro więc skarżący nie wykazał istnienia uchybień zarzucanych apelacją, a brak było też przesłanek z art. 440 k.p.k., Sąd Okręgowy utrzymał w mocy zaskarżony wyrok.

Dodano:  ,  Opublikował(a):  Paweł Górny
Podmiot udostępniający informację: Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w Warszawie
Osoba, która wytworzyła informację:  Maciej Schulz,  Michał Chojnowski
Data wytworzenia informacji: